Nieznane są ścieżki duszy
Pamiętam, kiedy byłam małym dzieckiem, a potem trochę starszym, pochłaniałam książki. Nie wiem z jakich powodów, ale pasjonowały mnie książki o Indianach amerykańskich. Czytając różne powieści o ich losach czy przygodach, miałam wrażenie, że jest to w jakiś sposób tak bardzo znajome. Na logikę nie miało to sensu, gdyż wychowując się w Polsce nigdy nawet nie spotkałam Indianina, ani nie miałam tam żadnych korzeni czy innych powiązań. A jednak to było takie “moje”. Żadna inna grupa etniczna mnie tak nie przyciągnęła wewnętrznie.
Co również nie miało sensu na logikę, odkąd pamiętam, chciałam wyjechać do Stanów, gdyż było poczucie, że to jest moje miejsce do bycia. Mieszkając w Krakowie, do którego przyjeżdża tłum turystów z całego świata, za każdym razem, gdy “włóczyłam się” po Rynku, a przechodziła wycieczka turystów amerykańskich, włosy stawały mi na ciele słysząc ich język. Znowu, nie mając żadnego doświadczenia z Amerykanami czy Ameryką, coś w środku dawało mi te dreszcze mówiąc, że ja muszę tam kiedyś wyjechać. Że to jest moje miejsce. A byłam tylko dzieckiem, które niewiele jeszcze rozumiało, a tym bardziej nie było zdolne do takiej wiedzy czy tego typu decyzji.
Pamiętam również, że przyjaciółka mojej mamy, wyjechała do Stanów, na tak zwany “zarobek”. Została tam na długie lata. Parę razy do roku przysyłała mamie kartkę świąteczną lub list, oraz kilka dolarów “na kawę”, a dla mnie w kopercie znajdowały się trójwymiarowe kartki, które w tamtym czasie były czymś unikalnym. Od czasu do czasu dołączyła widokówkę z jakiegoś miejsca w Stanach, które odwiedziła.
Pewnego razu, miałam wtedy może 12 lat, w kopercie była kartka – reprodukcja ręcznie malowanego obrazu Indiańskiej dziewczynki. Kiedy zobaczyłam tą kartkę, zamarłam. Znowu pojawiło się niejasne wrażenie, że ja to tak dobrze znam. Włożyłam kartkę do stosiku innych kartek od “cioci Marysi”.
Mijały lata, robiłam się starsza. Jak to bywa, z czasem porządkuje się swoje rzeczy i wyrzuca stare lalki, zabawki, książki dla dzieci, czy inne rzeczy, z których się już wyrosło. Przyszedł czas na uporządkowanie różnych papierów, a więc i stosiku kartek od “cioci Marysi”. Wszystkie trójwymiarowe kartki oddałam, jednak kartkę z małą Indianką zostawiłam. Włożyłam ją pomiędzy inne papiery.
Przez następne 30 lat przemieszczałam się i przeprowadzałam chyba z kilkanaście razy. Do różnych mieszkań, miast, krajów, a nawet kontynentów. Podróżowałam pociągami, samochodami, autobusami i samolotami. Przy większych przeprowadzkach robiłam zwykle czystkę w książkach, papierach i ubraniach, by zabierać ze sobą jak najmniej rzeczy. Przewaliła się w tych zmianach tona rzeczy przez moje ręce.
Można powiedzieć, że z dawnych polskich czasów nie pozostało nic: żadna książka, żadna rzecz, poza gitarą, wszystko zostało wymienione na nowe, czy adekwatne do obecnych czasów. Jedyne co przetrwało, to ta kartka.
Nie mam pojęcia jakim sposobem kartka przeżyła wszystkie zmiany i czystki. Jak “ona to zrobiła”, że zawsze przy każdej zmianie jakoś się prześlizgnęła do rzeczy, które były nowe i obecne, i szły dalej ze mną. To jest autentyczna tajemnica, bo nie pamiętam, żebym kiedykolwiek myślała o tej kartce i intencjonalnie ją zachowywała. Widocznie musiałam to robić automatycznie, odruchowo – co też jest zastanawiające, czemu akurat to.
Wracając do tematu, 30 lat później od momentu otrzymania kartki, mieszkałam z mężem w stanie Waszyngton w USA. Mieliśmy dom w głuszy leśnej, z dala od cywilizacji. Otaczały nas tylko drzewa, łąki i dzikie zwierzęta. Mój mąż lubił od czasu do czasu zrobić sobie wycieczkę do swojego ulubionego miejsca w Nowym Meksyku, gdzie kiedyś mieszkał i zapoznał się z lokalnymi Indianami, Zuni. Nowy Meksyk jest południowo-zachodnim stanem USA.
Pewnego razu, przysłał mi kartkę z takiej wycieczki. Kiedy zobaczyłam tą kartkę, znowu zamarłam, jak za pierwszym razem 30 lat temu. Popatrzyłam na nią i pomyślałam, “O jejku, to jest ta sama dziewczynka, z tej pierwszej kartki, tylko tu już dorosła i dojrzała…” Odnalazłam tamtą starą kartkę położyłam je obok siebie i nie mogłam uwierzyć, bo coś ewidentnie było na rzeczy, choć znowu na logikę było bez sensu. Przypięłam obie kartki nad biurkiem.
3 lata później, mąż oznajmił, że nie chce już mieszkać w Waszyngtonie, bo klimat zbyt wilgotny i śniegu w zimie za dużo, że chce się przeprowadzić do Nowego Meksyku. I tak zrobiliśmy.
Dla mnie, przeprowadzka do Nowego Meksyku była całkowicie egzotyczna. Środowisko, klimat, kultura – wszystko inne. A co najbardziej niezwykłe, nagle znalazłam się w świecie Indian. Zamieszkaliśmy w miejscu, które na mapie znajduje się pomiędzy rezerwatami Indian Nawaho oraz Apaczów. Wyciągnęłam kartki małej i dorosłej Indianki i pomyślałam, “Gdzie ty mnie przywiodłaś?” Teraz Indianie to już nie tylko postaci z kartek, czy książek, ale realne osoby, które spotykam wszędzie, w sklepie, na ulicy, w ośrodku zdrowia, w Starbucksie i na spacerze w parku.
Pomimo, że dzisiejszy świat Indian wygląda zupełnie inaczej od tego, co przedstawia się w literaturze, atmosfera tego ludu i ich duchowości i tak mnie przeniknęła. Niestety dawna ich świetność mocno podupadła, jednak nadal jest w nich coś szczególnego.
Geografia Nowego Meksyku jest również szczególna. Obszar ten to tzw. wysoka pustynia (high desert). Klimat jest suchy i półpustynny, ale kontynent w tym miejscu jest tak mocno wyniesiony nad poziom morza, że pomimo iż teren jest płasko-pagórkowy, to znajduje się mniej więcej na wysokości polskiego Giewonta. Słońce jest więc o wiele bliżej ziemi, a ciśnienie atmosferyczne jest jak w górach. Niebo również wydaje się być o wiele niżej, czyli bliżej ziemi, jak w górach, a chmury na wyciągnięcie ręki. Przed domem przy podjeździe, obok świerka zamiast paproci, rosną kaktusy. Na murku przed domem wygrzewają się jaszczurki gekony. Słońce świeci 300 dni w roku, nawet podczas mroźnej półpustynnej zimy. Jak dla mnie – kosmos.
Nowy Meksyk nazwany jest “The Land of Enchantment”, czyli Krainą Zachwytu / Oczarowania. Mąż mówi, że przyjeżdżają tu zewsząd ludzie tworzyć sztukę, malować obrazy, robić fotografie, pisać książki, czy wystawiać najbardziej ekskluzywne dzieła w galeriach w Santa Fe.
Czy po to tu przyjechałam, żeby napisać “Jesteś Marzeniem Wszechświata”….?
Książka pisała się w mojej głowie od ładnych lat, ale wylała się na papier tu, w Nowym Meksyku, rok temu, w 2021. A towarzyszyły temu kartki Indianek wiszące na ścianie….. Czy mała Indianka prowadziła mnie cały czas, przez 35 lat, do tego miejsca tworzenia, wspieranego przez duchowość indiańską …? A może na poziomie duchowym, który wychodzi poza genetykę, mam jakieś połączenia z tą tradycją duchową, której cząstka chciała wrócić do domu…? A może obie te rzeczy…? Może zrozumienie jak działa ludzki fundament wyniknął z połączenia z głęboką duchowością Indian, co w niewyjaśniony sposób odczuwam od dziecka? Może jakaś dusza indiańska użyczyła mi tego zrozumienia, aby w kontekście doświadczania życia Zachodniego powstała książka – instrukcja obsługi człowieka od środka? A potem chciała, żeby ją zaprowadzić z powrotem do miejsca skąd wyszła…? Nieznane są ścieżki dusz. Są jednak fascynujące.
Nowy Meksyk z Zachodniego punktu widzenia, ekonomicznie jest na jednym z ostatnich miejsc pod względem atrakcyjności. Czy to minus…? A może dzięki temu “w powietrzu” zachowały się dawne energie bogatych tradycji duchowych, nie zajęte przez cywilizację…? Obszar Nowego Meksyku jest prawie tak duży, jak cała Polska. A mieszka tu tylko 2 miliony osób. Reszta to dzikie otwarte przestrzenie. Bardzo surowe i wymagające. Piękne. Niezwykłe – gdyż obszar ten jest dnem dawnego oceanu. Kiedyś w czasach prehistorycznych był tu ocean, który sięgał aż po góry Kolorado. Czyli nie dość, że człowiek jednocześnie jest tu na półpustyni, która znajduje się na wysokości szczytów górskich, to jeszcze chodzi po piasku na dnie oceanu. A formacje skalne to skały dna oceanu. Nic dziwnego, że taka mieszanka geograficzna produkuje niezwykłe energie. Kraina Zachwytu / Oczarowania.
Kupienie domu w Nowym Meksyku też było zadziwiające. Byłam jeszcze w Waszyngtonie i przeglądałam domy w ofertach w internecie. Po zobaczeniu jednego domu coś się stało. Poczułam, że dom ten jest moim domem, bardziej, niż wszystkie inne, w których kiedykolwiek mieszkałam w życiu. Na logikę to nienormalne, impulsywne i nieodpowiedzialne. Kupować dom, którego się nawet nie zobaczyło i nie sprawdziło. Tylko głupek tak robi. Ale nie było dyskusji. Mąż nie miał szans w argumentach. Coś innego wiedziało, że niczego nie trzeba sprawdzać, to jest dokładnie to i jest OK. Coś o to zadbało, w innym wymiarze. I tak się stało. Później dowiedzieliśmy się od pośrednika nieruchomości, że pomimo iż w okolicy tej domy sprzedawały się dobrze i szybko, a cena tego domu nie była wygórowana, to nie mogli go sprzedać od długich miesięcy. Ludzie przychodzili oglądać i nikt nie składał oferty. Zdesperowani właściciele obniżali cenę kilka razy i nic. A dom był ładny i w świetnym stanie. Kolejna zagadka. Czyżby czekał na nas…? I jeszcze „zadbał o to”, żeby kwota była na naszą kieszeń…?
Coś wróciło na miejsce, do domu. Ale o co dokładnie chodzi…? Czy to ja poczułam, że jestem w domu, czy owa indiańska cząstka, która po wędrówce dołączyła z powrotem do “swoich”? Pewnie kiedyś się dowiem, gdy opuszczę już tą fizyczność. Na razie zachwycam się tajemnicą. Czy rozwinie się ona dalej, czy też może coś się już dokonało i pora się zbierać? Czas pokaże.
Następnym razem opowiem o granicach na temat których jest książka, a o których dodatkowo nauczyło mnie surowe półpustynne środowisko Nowego Meksyku.
tak jestem wzruszona, dlaczego ? jakaś wspólna … idea? emocja ? wrażenie jakieś, jakby coś zostało nazwane ?
Pani Kasiu, poczuć się w domu jak w domu – bezcenne 🙂
Książkę kupiłam jako jedna z pierwszych pewnie …
za wszystko bardzo wdzięczna 🙂
Maja Zielińska
Pozdrawiam również! 🙂
Kasiu dzięki, że się tym dzielisz.
Z Twoim talentem do pisania i opowiadania, traktuję ten wpis jak ucztę.
Książkę napisaną w ten sam sposób przeczytałam w 3 dni, podczas pobytu z synem w szpitalu. Dzięki niej oraz warsztatom, zupełnie inaczej niż zwykle przeszłam ten czas. Z większą uwagą i spokojem.
Pozdrawiam, Maria.
Dziękuję i cieszę się, że książka pomogła w tym trudnym czasie 🙂
Dziękuję 🙏, Kasiu, piękna historia 🙂🤗. Podążanie za duszą jest fascynujące, tylko trzeba ten głos słyszeć 👍😍.
Naprawdę warto go nasłuchiwać, bo zawsze jest w tle… 🙂 Trzymam kciuki!
Dla wszystkich, którzy zastanawiają się, czy wziąć udział w warsztatach ,,Integracja wewnętrznego rodzica i dziecka,,, prowadzonych przez dwie fantastyczne kobiety – Kasię i Ewę lub przeczytać książkę , serdecznie polecam.
I naprawdę czynię to z własnej nieprzymuszonej woli 🙂
Dzięki, Marysia, za pozytywne słowa na temat warsztatu, wielka to radość, że warsztat się podobał i przydał 🙂
Kasiu! Cos niesamowitego, magicznego i niepowtarzalnego! Dziekuje za podzielenie sie tym ❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
Dziekuje tez za Ksiazke 🙏🙏🙏
Ja również dziękuję i pozdrawiam! 🙂
Nowy Meksyk to faktycznie niezwykłe miejsce.
Dziękuję za tą piękną historię.
Niesamowite jest to jak Życie potrafi nami pokierować, tylko się trzeba na to otworzyć 😃
Pozdrawiam serdecznie 💞
To święta prawda. Życie jest o wiele prostsze i pełniejsze, gdy nie naciska się na niego swoją kontrolą, tylko daje się mu poprowadzić…
Chcialem skomentowac na youtube, ale jakos ,chyba sie nie da.. super opowiesc (btw) w komentarzu chcialem pozdrowic! I sie usmiechnac poprzez emotke do Ciebie Kasiu ( przez chwile chcialem napisac Pani Kasiu, ale bylem na pierwszym warsztacie inherencji i tam przeszlismy na Ty 🙂 po imieniu do siebie mowilismy! Jestes niezwykla ! Dzieki za dzielenie sie z wszystkimi swoja wiedza! ( kiedys , byla taka ksiazka a zarazem tez film.. klasyk ” Lsnienie” Stephana kinga.. tam glowny bochater jest jest obdarzony moca, ktora nazywaja lsnieniem;) Ty tez lsnisz! I w dodatku olsniewasz innych! Mozesz interpretowac jak chcesz ! Ale wszystko w dobrym znaczeniu bycia miezwyklym! Dzieki
Hej Robert, dzięki za miłe słowa. Jedyne co mogę powiedzieć, to cieszę się, że mogę się przydać. Jest coś niezwykłego w zbiorowej świadomości i praca czy życie na jej rzecz wydają się też niezwykłe. Nie znam „Lśnienia”, ale biorę tę uwagę za dobrą monetę 🙂
Pozdrawiam i jak najwięcej dobrej INHERENCJI!
Piękna historia jak dusza nas prowadzi, nie trzeba wiedzieć jak, nie trzeba widzieć całej ścieżki, warto zaufać 🙂
I tak trzymać 😉 Pozdrawiam!